wtorek, 12 sierpnia 2008

Sigma 10-20 EX


Przedostatnia już w cyklu refleksji pozlotowych opinia o obiektywie. Przyszła pora na najbardziej wyczekiwany przeze mnie kąsek: Sigmę 10-20 4-5.6 EX HSM. Jak zwykle będzie to raczej parę luźnych uwag niż solidny test, którego co prawda na Canonie, można szukać u optycznych.
Co spowodowało, ze tak bardzo nastawiałem się na spotkanie z tym szkłem? Powodów jest kilka: Po pierwsze: atrakcyjne kąty. Na DXowym body odpowiednik 15-30 mm. Po drugie bardzo małe jak na takie kąty dystorsje. Po trzecie: ciężko jest w sieci znaleźć ludzi, którzy marudziliby na jakość obrazu tego szkła. Zwłaszcza w porównaniu do ceny za jaką można je mieć (teraz około 1700 zł). Dla mnie jest to wystarczająca ilość powodów, żeby przynajmniej wypróbować ten obiektyw. A o mały włos by się nie udało!
Pierwsze podejście do wypożyczenia zaliczyłem jeszcze w Warszawie, w sigma-pro centrum. Po długich bojach z systemem (zakończonych z resztą przypadkowym włamaniem na cudze konto) udało mi się zarezerwować ten obiektyw. Po przyjściu okazało się że jeszcze go nie ma, ale w zamian za niego udało mi się dostać w atrakcyjnej cenie Sigmę 12-24. OK pierwsza próba nie udana.
Próba druga odbyła się na zlocie, gdzie każdy mógł zamówić co chce z oferty sigmy. Zamówienie zamówieniem, a kolejka kolejką. Jak się stoi w kolejce po coś czego jest mało, to się tego nie zachwala na całe gardło. Dla mnie nie starczyło, bo kilka osób, które stały przede mną mimo braku wcześniejszego zainteresowania jednak się skusiły. Druga próba nie udana. Ale się nie poddałem. Po prostu poszedłem "na sępa" i udało mi się wydębić na parę godzin to szkło od jednego ze zlotowiczów.

I tu pierwsze zdziwienie: nie jest wcale tak łatwo skomponować kadr przy tak szerokim kącie. Zawsze coś nieporządanego wlezie... No ale to jest ta fajna część , czyli zabawa z kompozycją. Jako człowiek prosty z wykształceniem technicznym na początek wziąłem się za technikalia:
Można by napisać że ma super szybki oparty o HSM AF - ale jak się chwilę pomyśli, to wychodzi na to, że AF jest po prostu zbędny. Przy tej światłosile odleglość hiperfokalna zaczyna się na 126 cm dla 10mm f/4 a po zamknięciu o jedną działkę spada poniżej metra. Jak ktoś nie wierzy to niech policzy to sobie np. tutaj. To jest ten krótki moment, kiedy się zastanawiam dlaczego producenci lustrzanek nie wprowadzili jeszcze trybu autofocusa AF-H (priorytet hiperfokalny). To byłoby, zwłaszcza do szerokokątnych obiektywów bardzo użyteczne. Albo do szybkich zdjęć, gdzie AF-C nie wyrabia. No ale jak się odrobi lekcje to można sobie to zawsze samemu nastawić w trybie manualnym :-)
Kolejna refleksja jaka nawiedziła moją głowę dotyczy samego obrazu. Ten obiektyw w zasadzie nie potrzebuje polara. Przynajmniej jeśli chodzi o oszałamiająco-kiczowato-artystyczne odwzorowanie nieba. A skoro o odwzorowaniu mowa, to chyba najbardziej rzucająca się w oczy cechą tego szkła jest jego doskonała korekcja dystorsji, co przy tych ogniskowych zasługuje na duże brawa i wytrąca niewolnikom pełnej klatki argumenty z ręki.
Podsumowując, obiektyw ten jest na szczycie mojej listy zakupów. Ma fajne kąty widzenia, przeciętne co prawda światło, ale przy założeniu jego zastosowania głównie na zewnątrz, problem jest pomijalny. No i oczywiście koronny argument: bardzo dobry stosunek jakości zarówno obrazu jak i wykonania do ceny. Jest tylko jedno "ale":
Pełnoklatkowy Nikon D700 :-) Oczywiście oficjalnie zarzekam się, ze jeszcze parę lat zostanę w DXowym D300, ale co jeśli trafi się okazja na sprzedaż "mało używanej puszki D300" i szybkiego przeskoku na siedemsetkę. Zwłaszcza że w podobnych okolicznościach zamieniłem D70 na D80 a to jeszcze szybciej na D300 :-)

Brak komentarzy: