piątek, 12 lutego 2010

Panaceum na kompleks rozmiaru


Dawno, dawno temu, w 2004 roku, kiedy Nikon uważał, że klatka wielkości 35mm to przeżytek, w fabrykach Nikkora powstał jeden z niewielu profesjonalnych obiektywów pod niepełną klatkę (DX). Mianowicie AF-S 17-55DX f/2.8.
Czasy te jednak szybko minęły, a ambitni użytkownicy systemu z bagnetem F, posiadający w zasadzie profesjonalne body klasy D{23}00[s] zostali z ręką w nocniku.... raczej w DXie i bez perspektyw na fajne szkła. W tym kontekście szacunek należy wyrazić dla Olympusa, który jako jedyny konsekwentnie trzyma się obranego kursu i na dodatek udowadnia, że można robić świetną optykę dla małych, ale jakże wymagających matryc.
Oczywiście daleki jestem od stwierdzenia, że w systemie nikona nie ma fajnych szkieł z którymi dobrze pracuje się na niepełnej klatce, ale podczepiając pełnoklatkowce cały czas mam wrażenie, że chodzę w za dużych butach. Zwłaszcza w okolicach średnio-szerokich i neutralnych kątów. Szerokie 24 do 35 to w zasadzie standard, sakramentalne, standardowe 50 mm to już krótki portret, a to, co zbudowano do portretu, już jest do niego za długie (kwestia gustu), i tak dalej i tak dalej. Na szczęście im dłuższy obiektyw, tym dyskomfort z pracy w kropie mniejszy.
Przebogata oferta "kitowych" obiektywów Nikona do DXa mimo iż posiada co najmniej 2 ciekawe propozycje, nie daje pełnej satysfakcji - ot choćby jakość wykonania. Poza tym, kto spróbował pracy z profesjonalnym obiektywem ten wie, że po powrocie do choćby najlepszego kita ciężko jest osiągnąć zadowolenie.
Ups, czyżbym zdradził pointę mojej opowieści. Tak, mogę ją zdradzić. 17-55 bije na łeb wszystkie kity razem wzięte, choć zastanawiałem się nad tym długo.
Dlaczego długo? Bo nie z każdą puszką, z jaką go próbowałem chodził dobrze, a wejście miał w ogóle słabe. Był problem z AF. Konkretnie z front focus. Na jedynym, jaki miałem w łapach egzemplarzu, problem objawiał się na D80 i D200. Paradoksalnie D70 i D300 radziły sobie z nim świetnie (D300 po zmianie frimłeru, bo współpraca z 1.0 była fatalna).
Tak więc czy mamy idealny obiektyw standardowy do niepełnej klatki? Tak mamy. Czy idealny? Ideały są przeważnie nieosiągalne, pytanie tylko jak bardzo się do niego zbliżyliśmy.
Na początek właściwości optyczne. Szkło jest bardzo równe. Daje bardzo dobrą jakość w całym obszarze kadru. Trochę szkoda, że w czasach testowania tego szkła przez optycznych, nie było tam jeszcze procedur pomiaru transmisji, ale dobra praca tego szkła pod światło sugeruje, że w tej dziedzinie wynik byłby ciekawy. Myślę, że właśnie ta właściwość jest kluczem do mojej sympatii dla tego obiektywu: W pracy z nim, praktycznie nie czuje się, że szkło kradnie nam któryś z kolorów.
Co tu dużo mówić - jak na moje ambicje, jedyną wadą tego obiektywu jest cena... i może coś co ma związek z tytułem tego posta :-)
Otóż w środowisku foto-techno-fetyszystów (z którymi się z resztą identyfikuję) zauważyłem pewną tendencję, mianowicie bardzo szeroko rozpowszechniony kompleks rozmiaru. Objawia się on na dwa sposoby: użytkownicy systemów pełnoklatkowych (FF, czyli full frame, w języku marktetroidów nikona: FX) uważają się za lepszych od niepełnoklatkowych, a i wśród tych ostatnich trwa ciągłe przeliczanie rozmiaru ramki na kąty widzenia i porównywanie: Ci co mają matryce od Sony, szczycą się przelicznikiem 1.5 i patrzą z pogardą na Canonierów wyposażonych "tylko" w 1.6, jednocześnie wspólnie z nimi podśmiewają się z Olków z kropem x2. Sigmy (1.7) nikt nie zaczepia bo ma FOVEONa w stosunku do którego wszyscy Bayerowcy mają kompleks, ale to zupełnie inna historia.
Drugi objaw kojarzy mi się trochę z przedłużaniem pewnego narządu. Zjawisko to najlepiej widać na przykładzie kierowców, a w zasadzie posiadaczy samochodów: im większy tym lepszy.
Od razu muszę się przyznać, że swego czasu sam brałem udział w tym procederze: bolało mnie, że mam mniejszego^H^H^Hą matrycę i chciałem, żeby mój zestaw przynajmniej WYGLĄDAŁ profesjonalnie. Dlatego natychmiast wymyśliłem tysiąc powodów dla których do mojego D80 niezbędny jest grip. Chwila refleksji przyszła dopiero jak, żona na pikniku firmowym zaczęła się nabijać ze mnie, gdy obstąpiony przez pełnych zazdrości kolegów wyciągnąłem mój super-macho zestaw: D80+grip+AF-S 70-200VR. To, plus najzwyklejsze w świecie zmęczenie trzymaniem ciężkiego grzmota trochę mnie naprostowało na rzecz zgoła oczywistą: przecież tu chodzi o robienie zdjęć!
Jaki jest zatem związek omawianego 17-55 z leczeniem kompleksów rozmiaru? Nie ma tu żadnych ukrytych poddtekstów - to szkło jest po prostu duże i ciężkie i na pewno będzie świetnie wyglądać z każdą, nawet małą, puszką nikona :-D. A przy okazji, jak się je dobrze wyceluje, sensownie nastawi ekspozycję i naciśnie migawkę w odpowiednim momencie to robi całkiem fajne zdjęcia.

wtorek, 9 lutego 2010

Cyfrowa legenda

Trochę dziś zapomniana, ale nadal godna uwagi. Nadszedł zatem czas na AF-S DX 18-70 f/3.5-4.5 IF-ED (a mówią, że to Tamron wymyśla najdłuższe nazwy obiektywów).
W mojej ocenie jest to szkło, które wpłynęło na kształt dzisiejszego rynku lustrzanek: Pamiętam jeszcze czasy, gdy ambitny amator musiał wysupłać nie rzadko 4-5k złotych na EOSa 300d bo chciał mieć przyzwoite, niezaszumione zdjęcia. Musiał przy tym wyrzucić badziewnego kita i szarpnąć się na coś z wyższej półki Canona, albo kupić sigmę/tamrona. W tak przygotowany rynek wszedł nieco spóźniony Nikon z D100 i chwilę potem epokowym z D70, którego dumnym posiadaczem na początku 2005 roku się stałem.
D70 przychodził w rożnych zestawach, ja swój nabyłem wraz z omawianym 18-70 i najtańszą wersją AF-D 70-300G (nie ED i nie VR). I nagle okazało się, że stara fotograficzna prawda o tym, że zdjęcie robi najpierw fotograf, potem obiektyw a na końcu korpus stała się objawieniem dla rzesz fotograficznego narybku (w tym i mnie). Dzięki pomysłowi Nikona na rozsądny zestaw dla amatorów, mamy dziś prawie równy podział rynku miedzy N i C (choć z tego ciacha i Sony coś chce ostatnio wykroić).
Tyle wstępu, a konkrety?
Po technikalia typu rozdzielczość, aberracje itd jak zwykle odsyłam do fachowców. Ja zajmę się subietywnymi odczuciami.
Najpierw jakość: Jest to szkło nie do zdarcia. I wiem o czym mówię, bo było ze mną 2 razy za oceanem, przejachało całe stany od wschodniego wybrzeża po Kalafiornię, spadło przypięte do D80 przodem na beton z wysokości około 1m (na szczęście miałem założony dekiel i hooda, przeżyło wycieczkę do egiptu, nie mówiąc już o kilku wypadach krajowych. W zasadzie zabieram je wszędzie, choć ostatnio trochę przestało mnie interesować.
To, że szkło tyle przeżyło nie oznacza, że jest przeciwpancerne - przeciwnie, jest straszliwie rozklekotane, poluzowały się gumy na pierscieniach, dwuczłonowy tubus zooma chwieje się na boki (nie wiem jakim cudem nie widzę wad pozaosiowych) , a plastik z którego jest wykonane nosi ślady moich podróży. Ale nadal robi zdjęcia, a po domknięciu do 5.6 jest naprawdę ostre!
Z tym obiektywem, mam trochę jak ze starym samochodem: nadal działa, ale zbyt zajeżdzony, żeby dostać za niego rozsądną cenę i dopłacić do nowego.
Użytkowanie: trochę brakuje quasi-makro. Bokeh nie istnieje (bo tych oleistych bohomazów w tle nie da się tak nazwać), ale nie przeszkadza mi to w sandardowym zoomie. Na D80 dawał o sobie znać problem z wieszającym AF. Początkowo myślałem, że to wina wspomnianego upadku, ale potem wyczytałem w sieci, że ten typ tak ma. Jak to się objawia: czasami, bardzo, bardzo rzadko obiektyw przy ostrzeniu na nieskończoność tak jakby nie dawał do body potwierdzenia że już skończył ostrzyć. Trochę to było podobne do zjawiska jakie wiać przy wycelowaniu obiektywu na coś bez kontrastu i wtedy detekcja fazowa głupieje i AF kręci obiektywem w obie strony. Tyle że tu nie kręcił. Zwykle w takiej sytuacji musiałem wycelwać sobie w stopy, wyostrzyć, a potem wrócić do kadru na nieskończoność.
Na D300 miałem ten objaw może ze 2 razy (w ciągu 2 lat).
Trochę nastraszyłem, ale wrażenia z użytkowania są na plus: ostre, szybko ostrzące, stosunkowo lekkie i kompaktowe, przyzwoicie wykonane szkło. W przeciwieństwie do wielu innych kitów Nikona ma metalowy bagnet.
No dobra, a teraz trochę ezoteryki, czyli "rysowanie" i inne bliżej niesprecyzowane walory artystyczne. Czy da się nim zrobić dobre zdjęcie? Jasne, wierzę, że każdym się da. :-) Czy mi się udało? Jest parę zdjęć, które lubię. Nie są może najlepsze, ale zawsze czegoś mnie nauczyły. Ot, choćby pomarańczowy portret mojego syna. Techniczne jest skopany (Lepiej było użyć trybu M i trochę domknąć minimalnie wydłużając ekspozycję, zamiast S, który maksymalnie otworzył przesłonę, żeby i tak nie wyrobić się w zadanym czasie), ale nauczyło to mnie podchodzić sceptycznie do propozycji automatyki pomiaru światła. Co miał do tego obiektyw? Nic, poza tym, że był, a jak wiadomo: jaki jest najlepszy system fotograficzny na świecie? Ten który masz w ręku i możesz nim zrobić zdjęcie :-D !
Inne, ciekawsze zdjęcia przeważnie wyszły na krótszym końcu tego obiektywu co raczej obrazuje kierunek moich zainteresowań a nie jakieś niezaprzeczalne walory tego szkła. Przypuszczam, że gdyby optyczni przetestowali je na spektrometrze, okazałoby się, że obiektyw ten ma przyzwoitą transmisję światła, bo w porównaniu z innymi średnio-tanimi szkłami (także innych systemów) daje bardzo wierne kolory, no może z lekkim ociepleniem.
Podsumowując: Dla kogo? Teraz to pewnie dla sfrustrowanych nie IF-owymi, z rotującą przednią soczewką użytkowników wszelkiej maści nikkorów 18-55. (wiem, że optycznie są dobre, któryś ma nawet VR, ale zmienają swoje rozmiary przy ostrzeniu, a co gorsza, kręcą przednią soczewką - kto ma polara ten wie o co chodzi). Smiało także może konkurować to szkło z nowszymi konstrukcjami kitów nikona, jak i zamiennikami ze stajni np sigmy.
Szkło mimo swych lat (premiera 2004) i braku VR, nadal wyróżnia się w natłoku nikomu nie potrzebnych nikkorów 18-cośtam. (zwłaszcza tych z plastikowym bagnetem, albo wysuwających zooma pod wpływem swego własnego ciężaru) W mojej opinii, godnego następcę 18-70 znalazł dopiero w postaci AF-S 16-85 ale to już zupełnie inna historia.

niedziela, 7 lutego 2010

Plany, plany, plany...

A jednak ktoś to czyta! I to więcej niż jedna osoba, o której jak dotąd wiedziałem :-D. Tak naprawdę to doliczyłem się czterech.
W związku z tym, pozstanowiłem odpowiedzieć na tradycyjne pytanie - co z tym blogiem?! Otóż wbrew pozorom dużo się na nim dzieje... w mojej głowie. Korzystając z zimowej nieobecnośći rodzinnych przyległości, postaram się trochę nadgonić z treścią.
Na początek zaległośći największe, czyli mój subiektywny przegląd obiektywów z bagnetem F. Nie, nie jestem nikonowym szowinistą!
Inne systemy leżą w troszkę dlaszym horyzoncie czasowym, choć patrząc na ilość wolnego czasu jakim dysponuję, bardziej adekwatne wydaje się być określenie: za horyzontem zdarzeń :-)
Cóż zatem planuję w tej materii (tej której prędkość ucieczki nie jest wieksza od C)?
  • AF-S 18-70 DX - Od niego wszystko się dla mnie zaczęło - mówię o pierwszych zdjęciach zrobionych świadomie, a nie na jak to mawia moja żonka z "tym zielonym z napisem AUTO" - problem tylko w tym, że o ile na tekst to pomysł się znajdzie, to ze zdjęciami może być krucho - sam wiem, że wybitny nie jestem, a ten obiektyw przestał mnie interesować na długo zanim zrobiłem coś co przechodzi nawet moje, pozbawione samokrytyki filtry.
  • AF-S 17-55 DX - Podejść pod to szkło miałem ze cztery. Uczucia bardzo mieszane, choć jeśli kryzys potrzyma, to nie "wejdę w FF", jak to się na forach branżowych mawia, tylko kupię ten obiektyw i zostanę w DX. Ze zdjęciami do tego artukułu jest lepiej, bo przeważnie pożyczam go przy specjalnych okazjach, a wtedy się przykładam.

  • Kolejnym wielkim nieobecnym i niejednokrotnie wspominanym jest AF-S 70-200 - tu było podobnie jak z 18-70 - wrażeń dużo, materiału zero - literalnie 0, bo wcięło mi zdjęcia jakie robiłem tym obiektywem z intencją opisania go. Na szczeście nie dawno miałem okazję wyprowadzić go na spacer z podpiętym D3 (fajnie jest mieć zaprzyjaźnione studio fotograficzne)
Tyle jeśli chodzi o trzymanie się ściśle konwencji, którą obrałem na początku. Żeby trochę zamieszać, wymyśliłem jeszcze coś takiego:
  • FF dla ubogich, czyli wygrzeb sobie starą lustrzankę. Mam ten luksus, że posiadam Nikona F60. Wywołanie i skan do 6mpix to dziś koszt rzędu dwudziestuparu złotych, a radości dostarcza to co nie miara. Już w tej chwili mam wystrzelaną Velvię 50 (około 45zł za rolkę) teraz bawię się jakimś przeterminowanym diapozytywem do wnętrz.
  • F60 ma nikkora AF-D 28-80 - nie będę się upierał przy tym obiektywie, bo jak go do cyfry (D70) podpiąłem, to jego mocno dyskusyjna jakość nie przekonała mnie do używania tak niepraktycznego jeśli chodzi o DX-owe kąty widzenia szkła.
  • Miałem pożyczonego Zenitara 16 f/2.8 - strzelałem nim na F60 (choć nie tak ładnie jak na zlinkowanym blogu : versus D300 z Sigmą 10-20.
  • Zabawy starymi analogami mogą być ciągnięte do woli - w rodzinie plącze się jeszcze jakiś Zenit i ze dwa EOSy 300.
  • W zasadzie to miałem w łapach kilka korpusów cyfrowych - można też i o tym coś napisać. W zasadzie z Nikonów, to prościej powiedzieć czego nie widziałem: rodziny D40-D3000. pozostałe, dwu, trzy i jednocyfrowe jak najbardziej, choć D3Xa to mocno za mało.
  • Pewnie mogę zaktualizować opisy większości obiektywów o wrażenia ze współpracy z analogiem, ale wolę poczekać, aż znajdę minumim F65, bo z moją ef-sześcdziesiątką nie działa AF w obiektywach AF-S, co zakrawa na kiepski dowcip, zwłaszcza dla użytkowników tańszych-nowszych i pozdawionych "śrubokręta" korpusów Nikona.
  • Jeśli troszkę nagiąć pawa fizyki i spojrzeć za wspomniany horyzont, czają się tam cztery ciekawe olki: archaiczny E-20, E-300, E-1 i mój ulubiony E-3. Wszystkie z arcyfajną szklarnią.
Tyle planów - Patrząc na tempo, pewnie zejdzie mi na to cały rok... Następny w kolejce jest 18-70. Na zachętę fragment wstępu, a może zakończenia? tekstu na ten temat:
"... Szkło mimo swych lat (premiera bodajże w 2004) nadal wyróżnia się w natłoku nikomu nie potrzebnych nikkorów 18-cośtam. W mojej opinii, godnego następcę znalazł ten obiektyw dopiero w postaci AF-S..." - nie zdradzę, którego :-)