wtorek, 19 sierpnia 2008

... I znowu Sigma. 300 f/2.8 EX


Jasne tele klasy 200-300 2.8 to chyba mus dla każdego profesjonalisty. Sam nigny nie pragnąłem posiąść takiego cacka... dopóki nie spróbowałem :-) A spróbowałem, jak wszystkich Sigm opisywanych na tym blogu, na zlocie optyczne.pl.
I znowu, historia jak poprzednio. W ogóle nie chciałem wcześniej tego szkła, ale skorzystałem z okazji i go spróbowałem. Jak się okazało, było warto. Ktoś mógłby zapytać: dlaczego? Przecież dzisiejsze konstrukcje dla systemów pozbawionych stabilizacji w korpusie, wydają się być obowiązkowo wyposażone w jakiś mechanizm OS/IS/VR, a tu próżno szukać takowego. Jak się chwilkę zastanowiłem i pofociłem tym instrumentem to doszedłem do wniosku, do jakiego wielu już doszło przede mną: Lepiej mieć dobre światło niż stabilizację. Niestety coś za coś. W dzisiejszych czasach łatwiej o ciemny stabilizowany obiektyw niż o jasny niestabilizowany. Mówię tutaj o aspekcie zarówno finansowym jak i jakościowym.
A skoro o jakości mowa - Sigmie 300 2.8 EX nie można zarzucić absolutnie nic. Dotyczy to zarówno jakości wykonania jak i samych zdjęć. Oczywiście chcąc być dobiazgowym można jakieś mankamenty znaleźć np tutaj, ale jak już niejednokrotnie się przekonałem, fotografowanie tablic tesotwych to jedno, a praktyka to coś zupełnie innego. I praktyka pokazala, że obiektyw świetnie pracuje już od maksymalnego otworu względnego. Moim subiektywnym zdaniem szczyt możliwości osiąga w okolicach f/4 i długo z niego nie schodzi.
W technicznym teście, redaktorzy zwracali uwagę na dość przeciętny AF - myślę, że jest to kwestia zależąca w conajmniej równej mierze od szkła jak i body - tarzający się i biegający po padoku konik nie sprawił najmniejszej trudności parze Sigma 300 + D300.
Żeby nie przechwalić: z mojego punku widzenia, ten obiektyw ma tylko jedną słabość, na którą z resztą nie ma lekarstwa bo prawa fizyki są nieubłagane: optyka tak długiego i jasnego szkła musi być duża. I w tym momencie odzywa się drugie prawo fizyki: Grawitacja. Taki zestaw jest po prostu ciężki, choć nie aż tak jak to monstrum. Można się więc pokusić o fotografowanie nikonowo-sigmowym duetem trzysetek"z ręki" choć nie jest to zbyt komfortowe.
Podsumowując moją przygodę z Sigmą 300 2.8 EX, można powiedzieć dwie rzeczy - po pierwsze jasne szkła są fajniejsze niż ich stabilizowane ciemniejsze odpowiedniki (choć już niedługo pewnie temu zaprzeczę, jak napiszę coś o Nikkorze 70-300 VR) i po drugie szkło klasy 200-300 2.8 nawet jeśli nie znalazło się na stałę w moim arsenale, to na pewno stanowi istotny element na drodze poszukiwania własnego stylu i tożsamości fotograficznej. I jeszcze jedno: To na pewno nie jest koniec mojego romansu z jasnymi "tele".

Brak komentarzy: