poniedziałek, 26 lipca 2010

Veni, foto, vici

No tak... Veni - choć daleko było. Foto - bez szału, ale był krótki moment, w którym grała w duszy muzyka. A Vici dlatego, że był przebłysk pomysłu (choć nie u mnie) a dalej było trochę wyrachowania. Ale od początku.
Był Zlot. Jak zwykle w bardzo fajnym miejscu i atmosferze. Pogodzie udało się popsuć na szczęście tylko walory miejsca - atmosfera za to na tym skorzystała.
Miło było znów, przez kilka dni nie myśleć o niczym innym tylko o fotografii. Program merytoryczny: mocniejszy niż poprzednio, choć tematycznie zbliżony. Obstawiałem dwa wątki: drukowanie z szerokimi przyległościami, czyli monitorami i kalibracją, oraz zajęcia w studio. Pozostałe dwa, Olka i lornetki Fomei potraktowałem odpowiednio: pierwsze marginalnie, drugie przespałem :-D
Na początek warsztaty druku. Tak na prawdę to gdyby nie wcześniejsze spotkanie na piwie z prelegentem- Szymonem, poszedłbym na to najeżony jak nie wiem co, bo zwykle tak reaguję na bullshit marketingowy sprzedawany jako seminarium techniczne. Tym razem warsztaty to był majstersztyk: Nareszcie ogarnąłem tematy kalibracji i profilów poszczególnych elementów zestawu. Mogłem przy tym dowolnie ciągnąć za język kogoś, kto potrafi DUŻYMI literami i w przystępny sposób wszystko to objaśnić.
Warsztat nr 2 - Olympus. Jedyna fajna rzecz to koszulka. Prelegent zamiast nas czegoś uczyć, prezentował produkt, a to była jak mawia Tygrysek "nie tędy droga". Jedynym elementem "tędy drogi" był fakt że Oly przywiózł na prawdę sporo PENów, choć te niestety słabo się broniły, ale o tym potem.
Rada dla Olympusa na przyszły rok - nie przysyłajcie kiepskiego sprzedawcy na taki zlot. Skasowalibyście wszystkich, gdybyście przysłali np Wacława Wantucha (foci Olym), żeby zrobił warsztaty...

Trzecim wątkiem, który przykuł moją uwagę (połowicznie, bo pierwsze warsztaty z tej serii przespałem, ale dlatego, że ja byłem słaby a nie zajęcia), była praca w studiu z modelką. O ile po zeszłorocznych spotkaniach z pracą w studiu byłem co prawda oświetleniowym neofitą, ale pozostałem skrajnym lamerem, o tyle tym razem już trochę ochłonąłem i z grubsza wiedziałem czego chcę. Całe szczęście, bo tym razem trafiliśmy na gościa z wizją , który na dodatek potrafił w zajmujący sposób tę wizję przekazać.
Porównanie tegorocznego warsztatu oświetleniowego z zeszłorocznym, wypada zdecydowanie na korzyść tego co pokazano nam w Kręgu. Przede wszystkim formuła: żadnych pierdół o wyższości jednego systemu nad drugim. Sama treść. Konkretnie o rodzajach świateł, ich wykorzystaniu. Potem realizacja konkretnej wizji. I pełna kontrola nad grupą ponad 20 pstrykaczy! Każdy kto chciał nadążał za tokiem wykładu i mógł natychmiast przetestować zdobytą wiedzę.
Kolejnym genialnym IMHO posunięciem, było postawienie na światło ciągłe plus zastane. To dało praktycznie równe szanse dla wszystkich na zrobienie zdjęć zgodnych z tematem wykładu. Kto pamięta zeszłoroczną masakrę z kradnięciem sobie na wzajem światła z wyzwalanych fotocelą lamp błyskowych, ten wie co mam na myśli.
Kolejne brawa, należą się prowadzącemu za pomysł z ręcznym gmeraniem przy balansie bieli w aparatach. Jak dotąd nie wpadłem na to,że to jest jeszcze jeden element, który należy dołączyć do świętej trójcy ekspozycji: czasu przesłony i czułości.

A teraz Oly. Dlaczego na wstępie tak czepiłem się Olympusa? Pewnie bym się nie czepił, gdybym nie miał wcześniej w łapach Panasonica GF1 (dzięki, optyczne z a test), który zjada przywiezione PENy na śniadanie. (tak mam już trochę materiału na mój subiektywny test tego aparatu).
Warunki świetlne bezlitośnie obnażyły słabość AF PENa EPL-1. Na plus należy zaliczyć Olkowi fakt, że przywieźli na prawdę sporo PENów i masę akcesoriów, kto chciał mógł zatem przetestować dość kompletny system, wraz z przejściówkami np do bagnetu F, co skwapliwie wykorzystałem z moim micro-nikkorem, ale fakt dobrej wpółpracy pomiędzy olym m4/3 a nikkorem trzeba brać póki co na wiarę, bo warunki nie pozwoliły mi na zrobienie publikowalnych zdjęć.
Ojej! nie napisałem nic o obiektywach jakich używałem tym razem: 17-70 i 10mm fisheye. A także 70-200. Czyli dwóch starych znajomych i jedna nówka. Wszystkie w formie.
Na początek: Sigma 17-70 mm f/2.8-4.0 DC Macro OS HSM.
Szkło jak najbardziej poprawne. Czy wspomniałem już o fatalnej pogodzie na zlocie? Ze spokojnym sumieniem zwalam całą wine za brak nowych wrażeń obiektywowo-fotograficznych jesienną szarówkę jaka nam towarzyszyła . 17-70 nie nadaje się do robienia zdjęć bez lampy w dość mrocznych pomieszczeniach zamku w Kręgu a na dwór wyprowadziłem ją tylko raz. W efekcie - wszystkie zrobione nią zdjęcia poszły do matrixa. Ale broń Boże nie jest to wina obiektywu. Ten jest co najmniej równie dobry jak nikkorowe 18-70 DX. A należy pamiętać że na każdym końcu jest o 1EV od niego jaśniejszy, ma stabilizację i jest o 1mm szerszy. Gdybym teraz nie chorował na 16-35 f/4 to pewnie piałbym teraz z zachwytu. Wiem wiem, to zupełnie nie ta klasa, ale dla mnie standardowy zoom powinien zaczynać się od 16mm, naturalny jak się wydaje wybór: 16-85 nikkora odpada z powodu moich marzeń o przesiadce na pełną klatkę :-).
Ale wracając do Sigmy. Zakres dobry. Światło dobre. OS działa. I jeszcze jedna sprawa: To był pierwsza sigma nie EX z jaką miałem do czynienia: wrażenie jak najbardziej pozytywne. Sigma spokojnie może domalować do niej złotą obwódkę.
Kolejne moje spotkanie to stara dobra znajoma 70-200 HSM Macro. pomimo mankamentów na tle zoomowanie-ostrość i braku OSa, darzę to szkło wielkim sentymentem. Tym razem świetnie sprawdziło się w warunkach studyjnych, strzelane na 2.8.
Krótki epizod z sigmą 8-16 nie zasługuje na wzmiankę dłuższą niż to zdanie.
Na koniec został obiektyw, który jest mi znany i chodził za mną od dłuższego czasu: Fisheye 10mm 2.8. To nim zrobiłem konkursowe zdjęcie i po raz drugi mnie nie zawiódł. Jedyne moje zdjęcia jakie zasłużyły na uwagę zlotowiczów zostały zrobione właśnie nim.
Co do konkursu - tak.... "Vici", ale...
Ale nr 1: Pomysł był Artura. To on powiedział: "Ty.. patrz na tych ludzi w kręgu, może postaw ich wokół swiatła i cyknij od dołu...".
Ale nr 2: Fotkę podrzuciłem na konkurs bo czułem, że ma większe szanse niż mój osobisty faworyt - portret zrobiony fisheyem. Dlaczego zatem ta fotka a nie faworyt? - bo jest w niej życie, jest niestandardowe ujęcie no i ludzie stoją w kręgu koło zamku "Krąg". I chyba jest w niej trochę z atmosfery spotkania. Ciekaw jestem jak zniesie próbę czasu, bo w atmosferę zlotu trafiła doskonale.

I jej-mój prywatny konkurent: portret. Jak go robiłem to miałem świadomość, że robię ciekawe zdjęcie. Ten wieczór był jednym z dwóch momentów kiedy wziąłem aparat do ręki, i jedynym kiedy focenie całkowicie mnie pochłonęło. Pierwszy był w studiu, ale tam się uczyłem i byłem skupiony na słuchaniu - tu: czysta frajda. I tak ma być!

Brak komentarzy: