czwartek, 26 lutego 2009

Pomyśl 3 razy zanim kupisz. A może lepiej pożycz i wypróbuj.

Uch... Dawno nic nie napisałem. To nie dlatego, że nic nie robiłem - raczej w ostatnich 4 miesiącach cierpiałem na nadmiar zajęć. A trochę się pozmieniało, ale niestety nie w mojej "szklarni".
W dobie powszechnego kryzysu, zaczynam w moich subiektywnych przeglądach niebezpiecznie zbliżać się do końca listy posiadanych szkieł. Przyszedł zatem czas na dłuuuugo (bo w zasadzie od kiedy wpadłem na pomysł blogowania, pierwszą myślą było opisanie tego właśnie obiektywu) odkładany artykuł o AF-S 105 2.8G. Chyba najjaśniejszy klejnot wśród moich zabawek. Skąd zatem zniechęcający do jego zakupu tytuł tego posta? Jak mawia w swojej (bardzo dobrej) książce Wojciech Cejrowski: "posłuchajcie...". Zatem posłuchajcie....

Historia mojego romansu z makro zaczęła się, jak to zwykle bywa od zapaleńca. Mi się taki trafił - gadał dużo o robakach i makro, wyuczył się na pamięć różnych trudnych łacińskich słów... no, jednym słowem zaraził. Na próbę, pożyczyłem od niego AF 105 2.8D, czyli poprzednika mojej 105-tki, wówczas już nie produkowanego. No i zajadłem - polazłem z tym w krzaki upolować jakąś mrówkę i miałem z tym sporo frajdy: focisz jednego robala, a w tym samym czasie tak ze 200 innych włazi Ci we wszelkie szpary w ubraniu i usiłuje skonsumowac co się da. A tu ręka musi być pewna, bo przysłony rzędu 22 i więcej, czasy długawe...
Dość powiedzieć, że spodobało się na tyle, że dziś jestem szczęśliwym posiadaczem nowszej 105-tki opartej o SWM i VR, oraz trzeciego już body - pierwsze spotkanie z makro odbywało się na D70, które bardzo szybko zostało zamienione na wyposażone w dużo większy wizjer D80, które przy nadarzającej się po paru miesiącach okazji zostało zamienione na posiadające jeszcze lepszy wizjer, wstępne podnoszenie lustra i wężyk spustowy D300.
Optycznie, mechanicznie, gabarytowo i jakościowo jest to szkło poprostu idealne. Osobiście mogę się dopatrzeć w nim tylko dwóch niewielkich wad:
Troszkę za wolny AF jeśli pozwolimy mu działać w pełnym zakresie tj. od około 30cm do nieskończoności. Wada ta całkowicie znika, po przełączeniu obiektywu w tryb "limited" czyli bodajże od 50cm do nieskończonośći.
Drugą, nieco już poważniejszą wadą, jest to, że obiektywy z tych okolic ogniskowych, tak więc dotyczy to także konkurencji, dają ukochane przez makrofetyszystów odwzorowanie 1:1 przy dystansie roboczym na poziomie 30 cm - liczone od matrycy a nie przedniej soczewki!!! To daje zaledwie kilka, kilkanaście cm pomiędzy soczewką/filtrem a modelem, który przeważnie nie jest zadowolony z tak nahalnego naruszania jego prywatnośći, a należy pamiętać, że niektóre modelki mają tu żądła i nie wahają się ich używać :-)
I tej wady już zbyt łatwo skorygować się nie da...
Co w zamian: polubić co się ma i:
  1. W razie potrzeby szybko uciekać,
  2. Zrezygnować z magicznego 1:1 i fotografować z nieco większej odległości
  3. ... albo odłożyć 2-3 razy więcej kasy i kupić prawdziwego "insect-killera": AF-Micro 200 4D, czyli jak niektórzy twierdzą, po prostu najostrzejszy obiektyw do Nikona.
  4. Poszukać sobie innych tematów do focenia :-)
No dobra, ale przecież nie samym makro człowiek żyje... No to może by tak z nim "na ludzi" pójść? Pożyczyłem go kiedyś, zaprzyjaźnionemu fotografowi, który żyje z fotografowania ludzi i wiecie co powiedział? "No fajny, ale na ludzi to trochę za ostry, nie wszyscy lubią jak im można wszystkie pory i wypryski na nosie policzyć" - i zdaje się kupił 105, ale stricte portretową


No dobra, pora wziąć się zatem za uzasadnienie niekorzystnego tutułu tego posta, bo wniosek z mojej ponad 2-letniej pracy z tym obiektywem jest taki: Jeśli nie jesteś całkowitym makromaniakiem (albo makromańką, żeby było political-correct), to jest masa lepszych i bardziej uniwerslanych szkieł. 105VR jest cudownym szkłem i mogę się rozwodzić nad jego kunsztem dowolnie długo, tylko jest jeden szkopuł: trochę za mało ma zastosowań w stosunku do swojej ceny, dlatego pewnie nie znajdzie się dla niego miejsce plecakach i portfelach zbyt wielu amatorów.
Co zatem w zamian? Jeszcze nie wiem :-) Do portretu na DXie polecam 50mm, chętnie popróbuję 85mm 1.4 albo 1.8. Pewnie kiedyś przyjrzę się obiektywom DC.

Czy jestem z tego szkła zadowolony: tak, czy z perspektywy moich doświadczeń kupiłbym je drugi raz - raczej nie.
Ale nie ze względów technicznych bo te są idelane - po prostu to nie jest obiektyw dla mnie i myślę, że każdy oglądający złotówkę na wszystkie strony fotoamator powinien sobie przed zakupem to pytanie powtórzyć conajmniej 3 razy.

Aha, w sieci krąży kilka zjadliwych i często nadinterpretowanych opinii o pewnych sprawach związanych z tym szkłem:
Że tak naprawdę to nie jest 2.8 tylko w pewnym przypadku (makro) "aż" 3.5 - to prawda, tylko co z tego? to jest zjawisko powstałe przy wykorzystaniu CRC "close range correction" powszechnie używanego w makro nie tylko u nikona. Nikon po prostu się do tego przyznaje. W analogicznych obiektywach np Canona i Sigmy niby światło jest cały czas 2.8, tylko na krótkich dystansach jakoś czasy się wydłużają... :-) To jest link do wytłumaczenia dlaczego.
I druga sprawa - wydajność VR spada wraz ze spadkiem odległości od obiektu, do 0 (zera) przy 1:1.
Makroortodoksi to wiedzą i focą ze statywu przy f/32, z podniesionym wstępnie lustrem i wężykiem spustowym. Nie rzadko z pierścieniową lampą, mieszkiem i masą różnej innej galanterii. Dla całej reszty do okazjonalnego focenia życia intymnego pszczółek i motylków polecam zwykłą "małpę" z solidnym makro. Z racji małych rozmiarów obiektywu (krótka ogniskowa) mamy przy stosunkowo otwartej przysłonie np f/11 głębię nieosiąglaną dla klasycznych szkieł makro bez zamknięcia do f/40!
Dla porządku i głodnych cyferkożerców, link do testu :-)
Miłego dnia.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Portret zrobiony na 50mm (przy DX) jest niezły i na dodatek dużo tańszy niż 80 przy fullframe. A na makro się nie znam :-)