środa, 13 maja 2009

Czas na przeprosiny z neutralnym kątem, czyli AF 28 2.8D


No i stało się. Przy okazji premiery AF-S 35 1.8G DX naszło mnie na spróbowanie się z po raz kolejny z z okolicami neutralnego kąta widzenia (dla DX oczywiście). Z racji kryzysu i innych turbulencji finansowych przedmiotem moich dywagacji nie jest niestety najnowsza 35-tka Nikkora, ale starszy i nieco szerszy AF 28 f/2.8D. Dlaczego? Bo taki był pod ręką (kolegi).
Historia moich spotkań z tym szkłem ciągnie się z przerwami już 3 lata. Zaczęło się od wypadu do Wielkiej Brytanii - o ile pamiętam, zostałem z tym szkłem trochę przez przypadek - ot, pożyczyłem komuś mój standardowy zoom AF-S 18-70 3.5-4.5G DX i żeby nie zostać bez niczego krótkiego, dostałem w zamian to coś. Jak to zwykle bywa, "na oddanie" jakoś okazji nie było, w efekcie na wyjazd miałem właśnie 28 i archaiczno-plastikowe AF 70-300G, nie ED i nie VR, tylko to najtańsze z możliwych.
Kolejne spotkania z tym szkłem następowały sporadycznie ze 2 razy w ciągu 3 lat i bez większych fascynacji. Aż do tegorocznej wiosny, kiedy to świadomie poprosiłem o pożyczenie z intencją solidnego postrzelania na D300 i F60 - Tak naprawdę chciałem porównać zachowanie D300 + 28 vs F60 + 50 1.8. O efektach tego porównania pewnie kiedyś napiszę ;-)
Tak czy inaczej 28 znalazła się w moich łapskach i dość szybko uświadomiła mi jak bardzo zmieniło się moje fotografowanie od czasów wycieczki z D70 do British Museum...
Nie będę ukrywał - Obiektyw jest rewelacyjny. Niestety optyczni, nie przetestowali tego szkła, a jego test na photozone.de jest moim zdaniem krzywdzący. Nie będę jednak rozpaczał, jesli kiedyś i "optyczne" się po to szkło schyli, i nie da mu rewelacyjnych ocen. Po prostu są czasem obiektywy, które nie biją rekordów rozdzielczości, lubią postraszyć aberracjami czy inną komą, a mimo to należą do "ukochanych". AF 28 2.8D ma właśnie to coś, co sprawia, że nie czuję potrzeby zoomowania.
Na początek wrzucę to co mnie urzekło w tym obiektywie: "rysowanie", kolory i bokeh.
O co chodzi z tym rysowaniem? To taka abstrakcyjna wartość, którą każdy mój foto-znajomy definiuje inaczej ;-). Dla mnie chodzi o ogólne wrażenie że wszystko jest na miejscu, szczególnie ostrość, ładne oddanie faktury, praktyczny brak zniekształceń, kolory. Rozdzielczość tego obiektywu w ogóle zasługuje na uwagę, wystarczy zerknąć na test - brzeg kadru ani razu nie schodzi poniżej poziomu "very good", a centrum kadru dosć swobodnie siedzi sobie na zielonym polu z napisem "excellent". To się czuje.

Kolory - tutaj czekam na test optycznych, którzy rozszerzyli ostatnio swoje procedury o sprawdzanie transmisji. Przypuszczam, że wynik mógłby być ciekawy, bo moje subiektywne wrażenie jest jak najlepsze - zwłaszcza, że równolegle bawiłem się zenitarem 16 mm który tnie czerwień, jakby chciał zaprzeczyć, że jest produkcji radzieckiej.
I wreszcie bokeh. Szczerze to tu byłem najbardziej zaskoczony, bo kto, od jakby nie patrzeć, szerokokątnego obiektywu wymagałby rozmycia tła? A tu, proszę, bokeh jest po prostu ładny. Oczywiście nie dorównuje portretówkom, ale nie ma przykrych dla oczu oleistych plam w tle.
Sweetspot (i nie chodzi tu o plamy z nutelli) wypada gdzieś w pobliżu f/4.

No dobra, a czy jest coś czego można by się przyczepić? Na pewno, ot, choćby AF, który nie jest AF-S i mimo przyzwoitej światłosiły, miewa kłopoty z celnością. Nikon konsekwetnie odcina się od dziedzictwa swoich szkieł w nowych, tańszych korpusach. Tak więc w D40,60,5000 będzie to szkło manualne.
Drugą nie fajną rzeczą jest cena, która przyznam, nieco mnie zaskoczyła. używka w dobrym stanie plącze się po allegro od 1000 zł. Cóż zatem pozostaje? Pewnie kupić 35 1.8G w sklepie dla idiotów, na raty 0% ;-)

Brak komentarzy: