środa, 30 lipca 2008

Sigma DP1


Echa zlotu optycznego ciąg dalszy. Tym razem na tapetę postanowiłem wziąć moje prawie 2 godzinne doświadczenia z Sigmą DP1. Tak krótki czas to troszkę mało, zwłaszcza że warunki oświetleniowe nie były zbyt porywające: Mocne południowe światło pogodnego lipcowego dnia jest poprostu nieciekawe. Dodatkowo 30 stopniowy upał stanowił pewne wyzwanie dla sprzętu - dp1 i bez gorąca na zewnątrz dość mocno się grzeje.
Jak sobie zatem Sigma poradziła?
Na początek opowiem o samych zdjęciach. Z pewnym drżeniem brałem do ręki ten aparat, bo jak większość zainteresowanych tematem naczytałem się mniej lub bardziej niezależnych opinii o legendarnej jakości zdjęć wychodzących z matrycy Foveon, a teraz miałem okazję przekonać się o tym na własnej skórze.
Już na pierwszy rzut oka widać, że nie mamy do czynienia ze zwykłą małpą. ISO 50, dość spora jak na realia cyfrówek matryca, możliwość tworzenia plików RAW (X3F), styk do lampy błyskowej sugerują aparat wręcz studyjny. Dlatego też na celownik wziąłem obiekt, który moim zdaniem stanowił największe wyzwanie w pobliżu: piękną choromoniklowanobłyszczącą Hondę. I tu całkowity brak zaskoczenia :-) DP1 świetnie oddaje takie błyszczące powierzchnie i to bez jakichkolwiek specjalnych zabiegów typu korekcja ekspozycji, grzebanie w WB itd.
Kolejną rzeczą która mnie zainteresowała było sprawdzenie jak DP1 poradzi sobie ze szczegółami w cieniu I tu też się nie zawiodłem - co prawda można był o znaleźć bardziej kontrastową scenę, ale z gorącym oddechem koeljnych chętnych do testowania na karku nie było to zbyt proste ;-).

Na koniec parę słów na temat ogólnego wrażenia i obsługi. W mojej dość dużej łapie aparat trzyma się dobrze. Sprawia też wrażenie solidnego i raczej oszczędnego w wystroju co osobiście bardzo mi się podoba. Model, który miałem w rękach ponoć miał ulepszony procesor i najanowszy firmware co miało zaowocować przyspieszoną pracą, ale dla osoby na codzień przyzwyczajonej do D300, tempo pracy było raczej irytująco powolne.
Ogólne wrażenie jest jednak zdecydowanie na plus i Sigma DP1(lub jej następca) znalazła sobie miejsce na liście moich przyszłych zakupów... ale dopiero po tym jak sprawię sobie zapasowe body DSLR :-)
I raczej jako trzeci backup ambitnego (i cierpliwego) amatora bym ją pozycjonował. Jako podstawowy aparat na wakacje dla zwykłego pstrykacza z racji stałoogniskowego (i poniekąd bardzo przyzwoitego) obiektywu nie poleciłbym go.
Za to chciałbym mieć tę Sigmę ze sobą we wszystkich tych widokowych miejscach, gdzie taszczenie na grzbiecie lustranki z szerokokątnym obiektywem jest poprostu upierdliwe. I na koniec jeszcze jedna uwaga: DP1 potrafi sfotografować mój różowy samochód jako różowy - co np. Nikonom bazującym na CCD często nie mieści się w móżdżkach^H^H^H^H^Hprocesorach i robią z niego poprostu czerwony :-)

Aha. To wszystko to tylko klika luźnych uwag. Solidny test można zleleźć tutaj.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Fajny blog prowadzisz kolego. Czekam na następny tekst z niecierpliwością :)
BTW: Co do argumentów ekonomicznych za 70-300 VS 70-200 się zgadzam. Ale nie prawdą jest że zabieranie tego szkła w teren to porażka! ;)
Pozdrawiam MNICH :)